Porady małżeńskie

W październiku tego roku się rozwiodłam. Po 28 latach małżeństwa. Nie napełniło mnie to smutkiem, bo ten związek od dawna był martwy, choć nie było też wielkiej radości. Ucieszyłam się jedynie, że odfajkowałam sprawy formalne, ze swej natury stresujące i długotrwałe.

Teraz jestem w nowym związku, z innym mężczyzną. I strasznie chciałabym tego nie spieprzyć :))) Myślę jednak, ze doświadczenie, które stało się moim udziałem w małżeństwie, ma znaczenie. I jeśli tylko będziemy mieć trochę szczęścia - uda się zbudować coś trwałego i dobrego.

Mówią, że Polak jet mądry po szkodzie. To prawda, chyba wszyscy wyciągamy najtrafniejsze wnioski właśnie wtedy, gdy coś schrzanimy i odczujemy to boleśnie. Dlatego postanowiłam się podzielić z moimi nielicznymi czytelnikami swoją wiedzą o tym, co niszczy związki... No to jedziemy - poradnik "Jak stracić żonę/ męża mimo że się kochacie/kochaliście":

1. Bądź bankierem w twoim związku.

Tak, tak - pieniądze są ważne. Zawsze też jest w parze ktoś, kto lepiej zarządza finansami i ten, którego kasa się "nie trzyma". W naszym związku to ja byłam  tą, której wiecznie brakowało pieniędzy. Czy to oznacza, że jestem lekkoduchem finansowym? Zupełnie nie. Umiem doskonale liczyć, daję radę gospodarować nawet bardzo małymi kwotami. Kłopot polegał na tym, ze mój mąż bardzo niechętnie dzielił się z rodziną nadwyżkami finansowymi. To znaczy, ze potrafił wmanewrować mnie w sytuację, w której ja wkładałam w prowadzenie gospodarstwa domowego prawie całą pensję, natomiast on wkładał w nie podobną lub mniejszą sumę, natomiast zarabiał ok 1/3 więcej ode mnie. To, co mu zostawało oszczędzał na niedostępnym dla mnie koncie lub wydawał wedle swojego widzimisię. Bywały też sytuacje, gdy nie byłam w stanie dorabiać do mojej nędznej pensji (początek choroby nowotworowej), więc nie starczało mi kasy na potrzeby domu i dzieci, natomiast mój eks absolutnie nie potrafił przyjąć do wiadomości, że to on powinien wziąć na siebie wydatki, na które mnie nie było stać. Skutek był taki, że po roku choroby miałam na karcie kredytowej minus w wysokości prawie czterech tysięcy złotych (więcej niż moja pensja ówczesna), a on miał.... oszczędności. Wtedy zrozumiałam, ze jestem dla niego dojną krową, a nie partnerką.

2. Problemy zostaw swojemu partnerowi.

Myślę, że mój mąż na swój sposób kochał zarówno mnie, jak i dzieci. Tylko tyle, że była to miłość kompletnie niedojrzała. Nie umiał wziąć na siebie problemów dnia codziennego, a choć początkowo się starał chociaż to robić, to z biegiem czasu rodzina stała się dla niego wyłącznie miejscem odpoczynku i rozmaitych korzyści. Nie sprawdzał się, gdy przychodziły problemy. Jego sposób na wychowywanie dzieci - zapewnić im wycieczki i zajęcia sportowe. Resztę zostawiał mnie - problemy szkolne, wychowanie, lekarza, opiekę, rozwiązywanie konfliktów, łagodzenie smutków. Nie był ojcem toksycznym - był ojcem od rozrywek. Jednakże dziś obaj dorośli już synowie, mają świadomość, że po pomoc należy zgłosić się do mamy :) Mamy silne więzi, jesteśmy ze sobą zżyci - ojca chłopaki kochają, ale kontaktu z nim nie potrzebują...

3. Żyj dla siebie.

Mój eks - mąż wygląda świetnie. Jest elegancko ubrany, ma świetną, wypracowaną na siłowni figurę, używa kremów do twarzy i szamponu przeciw siwiźnie. Nie wygląda na swoje 52 lata.  Zamieniłam go na faceta niższego, ze sporym brzuszkiem, takiego, który ma dość fajny gust, ale na co dzień ma elegancję w tyłku. Dwie pary dżinsów i tysiąc starych t-shirtów starcza mu absolutnie. Z kremów używa Bambino, gdy w lecie się zjara na czerwono. Siłownię widział od środka pewnie ze dwadzieścia lat temu. 
Jaki to ma związek z życiem tylko dla siebie? Bo kiedy na pełny etat zajmujesz się sobą, brakuje ci czasu, by zająć się kimś innym. Długie godziny, które mój mąż spędzał na zmianę na siłowni, na korcie tenisowym lub później - na rowerze górskim, ja spędzałam sama lub z dzieciakami.  Doszło do tego, że tak bardzo się przyzwyczailiśmy, że go ma w domu, ze było nam najwygodniej w wtedy, gdy z niego wybywał.  Och, oczywiście, gdyby któreś z nas zaczęło razem z nim latać na siłkę lub jeździć w zawodach MTB, byłby bardzo zadowolony. Jednak kluczem była realizacja jego pasji, nie naszych...

4. Kochaj warunkowo

Kochaj za piękną figurę, za dobry seks, za eleganckie ciuchy i możliwość pochwalenia się swoim partnerem wśród znajomych. A jeśli zbrzydnie lub utyje z powodu choroby lub innego zdarzenia, daj mu do zrozumienia, że nie ma akceptacji takiego stanu. Miej nierealne oczekiwania, bądź krytyczny i nie pozostawiaj swoich cennych uwag tylko dla siebie.  Tjaaaa...

5. Odpuść sobie, nie walcz o wasz związek.

To moja broszka.

Eks nie był złym człowiekiem. Natomiast miał skłonność do ulegania złym wpływom, a także swojemu egoizmowi. Nie chciał lub nie umiał z tym walczyć. Szedł po linii najmniejszego oporu. Nasze małżeństwo jakoś funkcjonowało dopóki walczyłam z nim o to, by zachowywał się ok. To nie tak, że ja nie popełniałam błędów, jednak te eks korygował natychmiast i ze sporą satysfakcją. Ja też do pewnego momentu go pilnowałam, jednak w pewnym momencie najpierw zabrakło mi sił, by to robić (tak, początek choroby), potem zabrakło mi samozaparcia. Bo wiadomo, że nikt nie przyjmuje krytyki pokornie i ze spokojem. Zazwyczaj łączy się to z jakimś spięciem. Eks był bardzo wrażliwy na punkcie swojej doskonałości, tak więc proste zwrócenie uwagi często kończyło się gwałtowną burzą. Trzeba mu jednak oddać sprawiedliwość, że choć w życiu mi nie przyznał racji i nie przeprosił wprost, to jednak potrafił przemyśleć moje uwagi i skorygować swoje zachowanie. Tyle, że z biegiem czasu te awantury o bzdety stały się dla mnie zbyt wyczerpujące. Zaczęłam ... hmm .. wymijać problemy. Obchodzić je. Nie szlam na starcie frontalne, tylko robiłam po swojemu, bez zbędnych komentarzy, I ten mój spryt wylazł mi bokiem, bo małżonek mi się całkiem znarowił. Okazało się, że nie potrafił popatrzeć na siebie obiektywnie. W związku z brakiem awantur z mojej strony uznał, że postępuje ok i tyle. A że kroił mnie finansowo, zdradzał i zaniedbywał, to  jakoś nie potrafił tego dostrzec...


Jest pewnie wiele innych rad, których mogłabym udzielić, gdyby ktoś mnie o to zapytał. Te antyrady, które tu zawarłam, są prostą drogą do rozwalenia każdego związku. Może więc warto spróbować pokłócić się dla dobra waszego związku?

Z poważaniem
Wasza M.





Komentarze

Naskrobałam i się podobało :)

Nie ciulej franco

Mądrości życiowe, czyli o czytaniu gazet

Na walizkach