Posty

Wyświetlanie postów z 2019

Porady małżeńskie

W październiku tego roku się rozwiodłam. Po 28 latach małżeństwa. Nie napełniło mnie to smutkiem, bo ten związek od dawna był martwy, choć nie było też wielkiej radości. Ucieszyłam się jedynie, że odfajkowałam sprawy formalne, ze swej natury stresujące i długotrwałe. Teraz jestem w nowym związku, z innym mężczyzną. I strasznie chciałabym tego nie spieprzyć :))) Myślę jednak, ze doświadczenie, które stało się moim udziałem w małżeństwie, ma znaczenie. I jeśli tylko będziemy mieć trochę szczęścia - uda się zbudować coś trwałego i dobrego. Mówią, że Polak jet mądry po szkodzie. To prawda, chyba wszyscy wyciągamy najtrafniejsze wnioski właśnie wtedy, gdy coś schrzanimy i odczujemy to boleśnie. Dlatego postanowiłam się podzielić z moimi nielicznymi czytelnikami swoją wiedzą o tym, co niszczy związki... No to jedziemy - poradnik "Jak stracić żonę/ męża mimo że się kochacie/kochaliście": 1. Bądź bankierem w twoim związku. Tak, tak - pieniądze są ważne. Zawsze też jest w parz

O macierzyństwie. Mały paszkwil starej baby.

Jednym z przywilejów mojego wieku jest to, ze mogę z wyższością podpartą życiowym - prawdziwym lub domniemanym - doświadczeniem dopieprzać się do życia innych ludzi. Zaś szczególnie kompetentna czuję się w dwóch obszarach - wychowania dzieci i edukacji. Bo jedno i drugie zabrało mi kawał życia - więc kto mi zabroni? Na początek muszę się przyznać do rzeczy wstydliwej - mianowicie nie lubię tzw. "młodych matek". En masse irytują mnie niepomiernie. Jednostkowo - to zależy :) Z drugiej zaś strony - jest to grupa społeczna, której szczerze i serdecznie współczuję. Myślę, że powodów mej niechęci bardzo tłumaczyć nie muszę - w końcu termin "madka" nie powstał na mój prywatny użytek i wszyscy wiedzą o co chodzi. Z drugiej strony żadna inna grupa nie jest poddawana tak surowej ocenie jak matki właśnie, a im dziecko mniejsze, tym presja społeczna silniejsza. Nie ma przyzwolenia na jakiekolwiek słabości, zachowania oceniane jako normalne u innych - na przykład wypicie pi

Nie ciulej franco

.. czyli nie kłam kochanie... Są rodzaje humoru, które - choć bardzo niewybredne- to jednak mnie szalenie bawią. Tak jest z humorystycznym wykorzystaniem języka śląskiego. Szczególnie zaś mnie śmieszą tłumaczenia na śląski ogólnie znanych zwrotów, tytułów i utworów. Bywa tez, ze oddają one sens utworu lepiej niż napisany literacką polszczyzną oryginał... I tak to jest proszę państwa: w naszym szarym, pustym życiu pojawia się nagle kolorowa "Rozochocono bana", czyli "Tramwaj zwany pożądaniem". Wsiadasz do niego i czujesz się jak "Gryfno dzioucha" (Pretty Woman). ON sprawdza, jako "Wonia baba" (Zapach kobiety), zdarza wam się, ze "Ćmi się" (Zmierzch), ewentualnie klimaty sprowadzają się do radosnego "Bych brał cie" (Dirty dancing). Niestety, jakiś czas mija i "Pierońsko chcica" (Dzikie żądze) zmieniają się w smętne  "Pszaj albo ciepnij" (Kochaj albo rzuć). Wtedy uświadamiasz sobie, że już pozamiatane, z

... z pola bitwy :)

Jest północ. Siedzę w swoim cichym, małym mieszkanku. Wokół mnie walizki, torebki i inne oznaki nadciągającej podróży. Jutro po południu wyjeżdżam. Najpierw na rekonstrukcję, potem do Neapolu. Moje życie bardzo się zmieniło i nie zmieniło wcale. Mieszkam już pół roku sama, nadal mam bardzo liczne grono przyjaciół i znajomych, bardzo dużo podróżuję. Powoli też układam sobie sprawy osobiste. I  choć może to moje życie bardziej toczy się na krawędzi, mniej jest w nim socjalnego bezpieczeństwa, to jednak cenię je sobie - bo po raz pierwszy w życiu jest ono całkowicie moje... Czego i Wam serdecznie życzę :) Wasza M. I tak sobie pod nosem nucę :)

Refleksje

Przeszły trudne dni marca, powoli zbliża się maj. Z dnia na dzień układa się od nowa moje życie. Uczę się tego nowego układu dnia, innej kuchni, zapachu kawy nad innym stołem. Nie jest łatwo. Jednak - kto ma przetrwać, jak nie ja? W końcu jestem starszą siostrą Beara Gryllsa, no nie? Jedyny problem, jaki mam z przetrwaniem, to taki, by o tym nie zapominać. Zadziwiający jest fakt, że choć jestem z tych, którzy głęboko wrastają w swoje środowisko, zapuszczają mocne korzenie, to regularnym motywem mojego życia jest... przeprowadzka. Miałam 10 lat, kiedy pierwszy raz się przeprowadziliśmy - do budowanego z mozołem, przez wiele lat, domu w lepszej dzielnicy Wrocławia. Straciłam wtedy wszystko - ulubione kąty w mieszkaniu, ogródek, szkolę i koleżanki. W nowym domu nie znalazłam szczęścia, choć zbudowałam sobie tam mały schron na pięterku, z zasiekami z kwiatów i książek, dziurawym dywanem, stołem starszym niż ja sama i  skrzypiącym łóżkiem z demobilu. Za oknem miałam ogromną, starą wierzbę

Zanim będzie lepiej...

...podobno musi być gorzej. tjaaaaa.... Nie wiem, jak to się układa w życiu innych ludzi, jednak w mojej osobistej historii zawsze powtarza się określony schemat: otóż jeśli czegoś chcę tylko ze względu na siebie, to nigdy tego nie uzyskuję i jeszcze mi to bokiem wyłazi. Jeśli coś po prostu muszę zrobić ze względu na innych - po bólach i cierpieniach, ale jednak osiągam sukces. Kilka miesięcy temu postanowiłam rozstać się z moim Szanownym Małżonkiem. Od wielu już lat żyliśmy obok siebie, a nie ze sobą; coraz mniej rzeczy nas łączyło, coraz więcej dzieliło. W pewnym momencie na horyzoncie pojawiła się tez wizja innego, nowego związku. Chciałam sobie dać szanse na szczęście, a jednocześnie zachować się w miarę fair. Podjęłam decyzje, a potem krok po kroku zaczęłam je wcielać w życie. Wiedziałam, ze będzie ciężko. Nie wiedziałam, że tak bardzo. Trzy bardzo trudne rozmowy  (Szanowny oraz obaj moi synowie), kilkanaście innych, też niełatwych - o przyczynach decyzji o rozstaniu, po

...

Samospełniające się proroctwo- to moje życie. Chyba z rok temu pisałam, ze moje slalomy życiowe wcześniej czy później źle się dla mnie skończą.  No i proszę - słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Namieszałam w tym swoim życiu okrutnie, a teraz  siedzę z obolałą od płaczu głową i zastanawiam się, co zrobię z moim życiem... Nie jest łatwo szukać w życiu swojej drogi. Nie jest łatwo próbować być w porządku... Nie jest łatwo kochać, nie jest łatwo nie ranić. Nie jest w końcu łatwo nie dać się zranić... Całe moje życie było mniej lub bardziej świadomym szukaniem miłości i akceptacji. Co nie było łatwe, bo przez większość czasu czegoś mi brakowało, by tę akceptację osiągnąć. Dzieckiem byłam krnąbrnym, nie dawałam się kształtować tak, jak oczekiwali ode mnie tego rodzice.  Kiedy nieco podrosłam, okazało się, ze jestem inteligentna i błyskotliwa. Mogłam być obiektem dumy rodzicielskiej. Kilka lat później - wciąż próbując iść własną drogą - okazałam się być nad wiek odpowiedzialna i wystarc